Historia złamanego szlabanu i konsekwencji hejtu na portierze zielonogórskiego szpitala w TVN. Tydzień temu kraj obiegła wiadomość wedle której ochroniarz miał z premedytacją uniemożliwiać wyjazd jadącego pod prąd uprzywilejowanego pojazdu. Sprawą zajęła się redakcja interwencyjnego programu Uwaga. Po emisji reportażu, wiadomo już, że historia wyglądała zupełnie inaczej.
Jako pierwszy o sprawie napisał portal poscigi.pl, który obszernie cytował uczestniczącego w zdarzeniu lekarza i miejskiego radnego, Roberta Górskiego.
W dołączonym do artykułu wideo, prezydencki radny tak opisywał zajście z portierem:
Po ujawnieniu takiego przebiegu wydarzeń pracownik firmy obsługującej parking stał się przedmiotem publicznego hejtu. Pod wpływem krytyki złożył wypowiedzenie i odszedł z pracy.
W obronie dobrego imienia ojca stanęła córka pana Krzysztofa. Pani Joanna skontaktowała się z telewizją TVN i poprosiła o interwencję, bo nie wierzy w winę ojca. Do Zielonej Góry przyjechała ekipa Uwagi.
W toku dziennikarskiego dochodzenia wyszło na jaw, że portier nie otworzył szlabanu, bo nie miał technicznych możliwości. Musiał wykonać telefon do drugiej dyżurki, i dopiero ta mogła podnieść zaporę. Całość procedury jak mówi rzecznik szpitala Sylwia Malcher – Nowak mogła zająć kilka sekund więcej.
Co ciekawe, po uzyskaniu tych informacji redaktor Uwagi jeszcze raz o przebieg wydarzeń zapytał Roberta Górskiego. Tym razem lekarz wypowiadał się inaczej:
Co o sprawie myśli poszkodowany przez medialną nagonkę pan Krzysztof?
Swoją obecną sytuację komentował dla Uwagi TVN:
Po zajściu firma obsługująca szpitalny parking wprowadziła rozwiązanie umożliwiające niezależne podniesienie szlabanu także przy wjeździe.
Źródło: TVN, poscigi.pl